Translate

wtorek, 7 maja 2013

Krótki wywód nt. wpływu pogody na przyrosty dzienne dziergaczki :)

Phi, też mi filozofia.
Zasada z zasady jest prosta. Żeby nie rzec zasadna.
Jak pada to się dzieci nudzą.
A jak się nudzą to łapią w ręce co popadnie.
Tak oto mój dzierwiarski honor dzięki pogodzie można uznać za ocalony.
Długi majowy weekend wcale taki długi nie był, bom czwartek w pracy za biurkiem spędziła.
Niemniej te kilka minionych dni dzięki obfitości kropel deszczu zasadniczo spowodowało intensywne prace machacze
Nie muszę chyba wskazywać, że w tej intensywności tak się rozpędziłam, że po przerobieniu bagatelka 60 rządków machanych na okrągło musiałam spruć.
Ot, taka moja uroda. 
Niemniej w mojej depresji po ostatnich niepowodzeniach dziewiarskich, o których lada moment słów kilka, jak sobie sprułam i się dosiałam to nadrobiłam. Będzie mniej więcej w ten deseń
Będzie sweterek.
Nie wiem kiedy skończę bo wczoraj słońce wypełzło zza chmur to i o teren zielony trzeba było się zatroszczyć.
Puki co dzielnie mam ze 1/3 wysokości tułowia i mimo wszystko liczę, że do zimy mi owe na drutach nie zostanie.

Co do wcześniej wspomnianych niepowodzeń dziewiarskich.
Pierwsze primo: Nie będzie chyba dziwnym jeżeli stwierdzę, że moje liście są efektem prucia kandydata na "koronkowego". Ta włóczka zwyczajnie była  za gruba i coś mi tu nie stykało. Po roku leżenia zezwłoka w kartonie, z licznymi próbami okiełznania szydełka, ani łezki nie uroniłam przy pruciu.
Zwyczajnie "koronkowy" musi jeszcze troszkę poczekać na swoją kolej.
Drugie primo: Cóż, nie muszę chyba szczególnie uwidaczniać smutnego faktu braku jakiejkolwiek reakcji na moje S.O.S.
W sumie się nie spodziewałam jakiegoś szału, miałam zwyczajnie nadzieję.
A że podobnież nadzieja matką głupich to i moja R. idzie do prucia. Jeszcze nie miałam na tyle odwagi żeby ją spuścić z drutów, ciągle gdzieś liczę że jakiś moteczek w sieci się znajdzie. Jest to chyba jednak bardziej nadzieja mająca na celu odwleczenie w czasie kolejnej depresji.
Trzecie i ostatnie primo: Węże koralikowe mnie prześladują. Podjęłam w zeszłym roku próby ich popełnienia. Nie muszę chyba pisać jak to się dla mnie skończyło i nie, nie szukajcie tu wpisu w temacie.Chyba wszystko jasne. A teraz po roku, kiedy już niemal zapomniałam o porażce, zwyczajnie ONE TU SĄ. Wszędzie, dookoła, wszyscy robią gdzie nie zajrzę, te się wiją a mnie szlag nagły trafia. Bo nie potrafię i już. Potrafię za to ścianę wymurować. O! ;P