Translate

wtorek, 27 listopada 2012

Patent na paten i zastosowanie w praktyce

Się nauczyłam ścieku patentowego.
Ambitnam przecie.
Ładnie nawet wychodziło. Takie elastyczne toto miłe, ciekawe w robocie. Niemonotonne bym rzekła.
Wszystko pięknie ładnie.
Ale zrobić warkocza na patencie to już nie takie chop siup. A efekt wizualny. No cóż, jak na moje wymagania pozostawiał wiele do życzenia ;)

Nerwa więc dostałam po pierwszej próbie i uznałam że mojego Rosamunda popełnię w wersji podstawowej czyli jednostronnej.
Ale... siedząc i medytując nad moją próbką patentu nagle doznałam olśnienia!
Chyba więc głupiam nie jest. Że mi dojscie do właściwych wniosków zajęło trochę czasu i energii to nic. Wszak patent opanowałam.
Ale teraz już wiem, że dla uzyskania efektu identycznego z warkoczem na patencie wystarczy zwyczajnie zrobić warkocz na ściągaczu 1*1. Uzyskujemy efekt dwustronności warkocza, a nie klniemy, zużywamy mniej włóczki i ogólnie jesteśmy szczęśliwi bo praca szybciej idzie.



Tak oto dosiadłam jak szalona, bo na Rosamunda zachorowałam nieuleczalnie.
I dłubię. Wydłubałam już gdzieś tak na wysokość talii. I nie wiem czy w tym szale se źle coś nie policzyłam i czy aby nie przyjdzie mi pruć.
Ale to nic. Nie zniechęcę się. Choćbym miała dopiero na wiosnę skończyć.

Istnieje też poważne zagrożenie, że mi włóczki braknie co się może odbić recesją w portfelu, ale postaram się być twarda na tych zakupach i nie popadać w nadmierny włóczkoszał.

Radosnego wieczoru :)

wtorek, 13 listopada 2012

Co ja bym tu sobie...

Nosi mnie.
A jak mnie nosi to mam tak, że bardzo bym chciała, najchętniej wszystko na raz, wyśmienicie  wiem co, ale nie do końca wiem jak się za to zabrać.

A tu codzienność kroi się następująco.
Obecnie trwa drugi tydzień mojego urlopu - w najbliższy poniedziałek powracam do zawodowej rzeczywistości i aż trzęsie mnie na myśl ile tam roboty na mnie czeka.
Na działce nic nie dłubię, bo pogoda nie rozpieszcza, a o zdrowie też trzeba dbać.
Siedzę zatem w oknie i jak babcia emerytka (nikomu nie ubliżając) przeszywającym wzrokiem gapię się w dal obserwując uwijających się robotników.
A przecież w trakcie tej bezproduktywnej obserwacji można by sobie drutkami machać (wszak tyle rzeczy do skończenia, a jeszcze więcej do rozpoczęcia), księgę gości weselnych oprawiać (bo nie wspominałam że ÓW - klik w czasie dwudniowego wesela zostało przez gości tak namiętnie wymacane, że nawet gdzieś na okładce znajdują się ślady szminki; toteż wzięłam na klatę sprawę wymiany okładki co nie jest łatwym zadaniem, bo jedna cioteczka postanowiła swój wpis popełnić na stronicy która stanowi integralną część właśnie owej okładki), wykorzystać w sposób bliżej nieokreślony zakupioną dwa miesiące temu farbę tablicową, wyprodukować w końcu tom stanowiący próbnik włóczkowy ( ten chodzi mi po głowie od kiedy zakupiłam pierwszą włóczkę, wolę sobie nie przypominać kiedy to było)...
Tak bym sobie mogła jeszcze popunktować ale wolę się nie dobijać.
Jedyne co może mnie usprawiedliwić to nawrót lekko bolącego nadgarstka. Ale przecież tylko lekko.Nie bardzo. Więc z tym da się żyć / dziergać.


Wnioski nasuwają się same i są druzgocące!
Najzwyczajniej w świecie marnotrawię cenny czas.
I wcale się nad sobą nie użalam. O nie. Powyższe moje wypociny traktuję jako publiczne samobiczowanie, które mam nadzieję zmusi mnie w końcu do działania.

A działać jest po co, bo mi dziś na R... w oko wpadło cacko jedno. W zasadzie to nie tylko jedno, ale śmiem twierdzić, że akuratnie na to posiadam w swoich zasobach właściwą włóczkę w kolorze obłędnego ciemnego turkusu. Albo szmaragdu, sama nie wiem (czasami czuję się jak facet nie odróżniający czerwieni od maliny).
W tym mijescu nastąpi prazentacja.
Tadadammm


Wzór to Rpsamund`s Cardigan by Andrea Pomerantz - do nabycia ot TU - klik
Ja oczywista, planuje owe popełnić z obrazka. Wszak po cóż mi nabywać wzór skoro mój inglisz miewa się conajmniej źle.
Muszę tylko rozkminić  ten śliczny warkocz, opanować ścieg patentowy i mogę działać.
Może na święta skończę i będę miała w czym na Wigilii wystąpić.


Skacząc z tematu na temat chcę bardzo podziękować za miłe słowa pod adresem rękawiczek z klapką.
Rękawiczki jednak nie doczekają się kompletu w postaci czapki. Wszak włóczka jak na moje delikatne cielsko zdaje się być zbyt "dożarta". Ale nic tu straconego. Posiadam bowiem w swoich zasobach okrycie głowy w prawie identycznym odcieniu, więc mogę traktować sprawę za skompletowaną.

To chyba by było na tyle.
Wracam zatem przed okno z nadzieją patrząc w przyszłość dziewiarską.

niedziela, 4 listopada 2012

Rękawiczki z klapką

Urlop służy dzierganiu.
To każdy dziergający wie.
A jak łapy marzną, to druty się same pchają w ręce.


 Miały być pięciopalcztki. Ale po zrobieniu kciuka uznałam, że włóczka jest za gruba i popełniłam klapkę.


Całość bardzo prosta, wykończona jedynie ściągaczem.
I tak sobie myślę, że do kompletu wypadałoby czapkę.

Wzór: radosna improwizacja
Druty: 3,5mm
Włóczka:  Trachtenwolle Schachenmayr, wełenki 63% -liczę więc, że będą grzać. Zużyłam ok. 50g.


Tymczasem sweterki zaczęte dawno temu dalej jeżą i kwiczą bo nie mam pomysłu na wykończenie :/