Się nauczyłam ścieku patentowego.
Ambitnam przecie.
Ładnie nawet wychodziło. Takie elastyczne toto miłe, ciekawe w robocie. Niemonotonne bym rzekła.
Wszystko pięknie ładnie.
Ale zrobić warkocza na patencie to już nie takie chop siup. A efekt wizualny. No cóż, jak na moje wymagania pozostawiał wiele do życzenia ;)
Nerwa więc dostałam po pierwszej próbie i uznałam że mojego Rosamunda popełnię w wersji podstawowej czyli jednostronnej.
Ale... siedząc i medytując nad moją próbką patentu nagle doznałam olśnienia!
Chyba więc głupiam nie jest. Że mi dojscie do właściwych wniosków zajęło trochę czasu i energii to nic. Wszak patent opanowałam.
Ale teraz już wiem, że dla uzyskania efektu identycznego z warkoczem na patencie wystarczy zwyczajnie zrobić warkocz na ściągaczu 1*1. Uzyskujemy efekt dwustronności warkocza, a nie klniemy, zużywamy mniej włóczki i ogólnie jesteśmy szczęśliwi bo praca szybciej idzie.
Tak oto dosiadłam jak szalona, bo na Rosamunda zachorowałam nieuleczalnie.
I dłubię. Wydłubałam już gdzieś tak na wysokość talii. I nie wiem czy w tym szale se źle coś nie policzyłam i czy aby nie przyjdzie mi pruć.
Ale to nic. Nie zniechęcę się. Choćbym miała dopiero na wiosnę skończyć.
Istnieje też poważne zagrożenie, że mi włóczki braknie co się może odbić recesją w portfelu, ale postaram się być twarda na tych zakupach i nie popadać w nadmierny włóczkoszał.
Radosnego wieczoru :)
Pięknie się zapowiada ;-)
OdpowiedzUsuńna pewno bedzie super :)
OdpowiedzUsuńTrzymam mocno kciuki aby się powiodło do końca. Powodzenia i proszę sie nie zniehcęcać. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPodziwiam za odwagę - ja bym się na patentowego warkocza nie porwała...
OdpowiedzUsuńStało się. Musiałam pruć. Człek zrobi próbkę, oliczy się i i tak wyjdzie źle. Ble...
OdpowiedzUsuń