Po pierwsze, bardzo, bardzo dziękuję Marcie za podzielenie się przepisem na Rudzielca. Co więcej chę go zrobić. Muszę jedynie zebrać wszystkie siły, znaleźć troszkę czasu i odpowiednią włóczkę.
Tymczasem dostałam zlecenie na wykonanie jakiegoś sweterka dla rocznej dziewczynki. I muszę działać szybko, bo roczek już za miesiąc. W głowie pustka, czekam na natchnienie.
A w toku. Z pewną nieśmiałością zabrałam się za niebieskie Merino z wcześniejszego postu.
Plan: coś a`la bolerko z krótkim rękawkiem.
Realizacja: idzie powoli, bo włóczka cieniutka, a wykonanie to czysta improwizacja.
Mam nawet obawy, że skończy się na rzuceniu w kąt albo pruciu.
W każdym razie, trochę z innej beczki, ale jednak na temat. Byłam dziś na shoppingu i miałam nabyć butki jesienne, a wróciłam owszem z butami nawet 2 pary obie... uwaga... dla męża (znaczy byłam z mężem, nie żebym mu zaocznie buty kupowała ;P ), dla mnie butów brak. Za to:
I tak oto oglądam cuda jakie się tan znajdują i dochodzę do wniosku, że się zakochałam w:
No i dylemat mam. Bo wszystkie trzy urocze, ale wszystkich się boję, bo ja z ażurami to dotychczas miałam mało do czynienia. Jedynie w zasadzie wydłubałam to:
właśnie na potrzeby mojego sweterka-bolerka. I myślałam nawet, że jako początkująca to przy tym zostanę. Ale po dzisiejszej lekturze to już jest za proste, za mało skomplikowane, zbyt banalne, chce czegoś więcej, chce się nauczyć.
No to pędzę po włóczkę, drutki i robię kolejne próbki ażurowe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz