Translate

piątek, 24 września 2010

Dowody uzależnienia?

Kiedyś idąc do sklepu na zakupy ciuchowe, cudem było gdy coś mi w oko wpadło i mogłam kupić. Teraz idę do sklepu podoba mi się wszystko (no może prawie wszystko... no mnoże wiele), ale zamiast wyciągnąć portfel, zapłacić i wiać zadowolona z nowego nabytku, ja stoje jak ta głupia i patrze jak to ten sweterek jest zrobiony~~~~ :0~~~~
Efekt, wczoraj odpuściłam śliczne wdzianko za jedyne 24 zł bo uznałam że zrobie sobie sama!
Brakuje mi w domu jeszcze maszyny do szycia o której marzę od dawna, a już do końca życia będę chodziła do sklapów w poszukiwaniu inspiracji.
I tak wczoraj po powrocie do domu dosiałam kompa i zaczęłam grzebać.
I znalazłam inspiracje sweterkowe o TU :D
No i jeszcze ten wczorajszy sweterek w głowie, który drąży mi tam wielką dziurę i wkręca plan zakupu milusiej włóczki i rozpoczęcia pracy. Ale w kolejce pierwszeństwa jeszcze pasiasty bez jednego rękawa, sweterek dla rocznej Julki, kołnierz na zimę dla męża, rękawiczki dla mnie.... można wymieniać.

Inna sprawa. Doznałam wczoraj szoku w trzech kolejnych pasmanteriach na krakowskich ulicach panie nie wiedziały co to są druty do skarpet. Jednej nawet musiałam tłumaczyć jak one wyglądają. Heloooooł... I jak tu nie robić zakupów w sieci?!

A teraz, żeby nie było, że tylko internet albo druty, idę przygotowywać słoiki na pomidory.

poniedziałek, 20 września 2010

To będzie długa historia...

... a wszystko to wina, urlopu i braku internetu :( Oj, dużo czasu zajęło nadrobienie zaległości w wirtualnym świecie.
Ale do rzeczy.
Się działo przez ten tydzień, przede wszystkim za sprawą paskudnej pogody, która w górach niestety, ale sprzyja jedynie turystyce Krupówkowej. A że tej nie znoszę, a w zasięgu mojej ręki - zupełnie niechcący - znalazły się akcesoria włóczkowe... Cóż trzeba sobie radzić ;)

Po pierwsze, rzut oka na uroki PL przyrody. Zamglony, mokry, zimny i wietrzny widok na Wrota Chałubińskiego z podejścia na Przełęcz Szpiglasową (skończyło się bólem gardła ale i tak nie żałuję)
Taka właśnie pogoda królowała kiedy my byliśmy na górze. Niech tylko człowiek zaczął schodzić ze szlaku, w momencie wychylało się słońce. Zupełnie jak by chciało powiedzieć: "Zabawimy się z chowanego...?" Bardzo zabawne :/
I że właśnie taka aura nas intensywnie nawiedzała, zmuszona byłam udać się w miejsca intensywnie uczęszczane przez brukowych turystów. Idę wiec sobie załamana ilością ludu na mojej drodze i co widzę? Co? Pani siedzi sobie na stołeczku i skarpety dzierga :D Od razu papa się uśmiechnęła. A co lepsze? Co? Pani wełnę sprzedaje. Tak więc wróciłam do domu z kilogramem surowej wełny owczej na jedyne 25 zł. No głupia bym była nie korzystając z okazji ;)
Ot, taki malusi moteczek (drugie zdjęcie z motkiem 50g). Gryzie franca jedna jak nie wiem, co. I nie wiem też co z niej zrobić. Pewnie skończy się na produkcji hurtowej skarpet na zimę dla całej rodziny. W tym miejscu muszę wyjaśnić, że nie potrafię (jeszcze) robić skarpet. No chyba, że cudowne narzędzie, internet, podsunie rozwiązanie mojego problemu. Jakiekolwiek ono nie będzie, się pochwalę. A co!
Kontynuując w kwestii brzydkiej pogody na wczasach.
Co się dzieje, kiedy połączymy ze sobą:
1. pół butelki pysznego, słodkiego wina :D
2. trochę wolnego czasu
3. brak pomysłu na jego wykorzystanie
4. dwa moteczki włóczki w różnych kolorach, ale idealnie do siebie pasujących?
A to się dzieje!
Zaczęłam jeszcze przed wyjazdem, ale tam na miejscu jeden dzień deszczowy doprowadził mnie do ukończenia odcinka pachy/dół.
Zostały do zrobienia rękawy. I w tym oto miejscu okazało się, że nie mam czym ich zrobić. Brak bowiem w moich zasobach drutów skarpetowych 3,0 mm. A że na moim osidlu brak pasmanterii dobrze zaopatrzonej, popędziłam dziś skoro świt w moje ulubione miejsce. Szmeteks osiedlowy. I tak oto mam... 4 komplety drutów (bo przecież na jednej parze poprzestać nie mogłam) za caaaaałe 4 zł oraz 5 motków włóczki różnokolorowej, zupełnie nie wiem po co, ale oprzeć sie nie mogłam, za caaaaaałe 7 zł
Teraz już mam czym robić moje rękawy :D
Musze tylko wybrać: kończyć sweterek czy zrobić mężowi obiad. Hmmm...

niedziela, 5 września 2010

W poszukiwaniu natchnienia...

...oczywiście wylądowałam na picassie. Tam Ci gazetek pod dostatkiem, a w gazetkach takie cuda że oczy bolą. To żeby czasu nie marnować na pisanie wklejam.
Model z Layette chyba 2002






























Pszczółka mnie zwyczajnie rozwaliła. Opisu oczywiście nie przetłumaczę, bo ani zdolności językowych ani czasu nie mam. Po prostu spróbuję zrobić coś co choć troszkę podobne będzie.
Być może zmienię kolory, choć nie wiem czy aby zielone lub niebieskie "tło" i czarno-żółta pszczoła nie doprowadzą do oczopląsu.
A może znajdę jeszcze coś...

sobota, 4 września 2010

Dziękuję i działam....

Po pierwsze, bardzo, bardzo dziękuję Marcie za podzielenie się przepisem na Rudzielca. Co więcej chę go zrobić. Muszę jedynie zebrać wszystkie siły, znaleźć troszkę czasu i odpowiednią włóczkę.

Tymczasem dostałam zlecenie na wykonanie jakiegoś sweterka dla rocznej dziewczynki. I muszę działać szybko, bo roczek już za miesiąc. W głowie pustka, czekam na natchnienie.

A w toku. Z pewną nieśmiałością zabrałam się za niebieskie Merino z wcześniejszego postu.












Plan: coś a`la bolerko z krótkim rękawkiem.
Realizacja: idzie powoli, bo włóczka cieniutka, a wykonanie to czysta improwizacja.
Mam nawet obawy, że skończy się na rzuceniu w kąt albo pruciu.
W każdym razie, trochę z innej beczki, ale jednak na temat. Byłam dziś na shoppingu i miałam nabyć butki jesienne, a wróciłam owszem z butami nawet 2 pary obie... uwaga... dla męża (znaczy byłam z mężem, nie żebym mu zaocznie buty kupowała ;P ), dla mnie butów brak. Za to:



















I tak oto oglądam cuda jakie się tan znajdują i dochodzę do wniosku, że się zakochałam w:







































No i dylemat mam. Bo wszystkie trzy urocze, ale wszystkich się boję, bo ja z ażurami to dotychczas miałam mało do czynienia. Jedynie w zasadzie wydłubałam to:













właśnie na potrzeby mojego sweterka-bolerka. I myślałam nawet, że jako początkująca to przy tym zostanę. Ale po dzisiejszej lekturze to już jest za proste, za mało skomplikowane, zbyt banalne, chce czegoś więcej, chce się nauczyć.
No to pędzę po włóczkę, drutki i robię kolejne próbki ażurowe.