Translate

czwartek, 28 października 2010

Kiedy czasu brak...

... nawet KP nie pomogą. Zwyczajnie wszystko idzie jak po brudzie. Na wypaśne druciki narzuciłam szarą włóczkę znalezioną przypadkiem w koncie ;) W zamiarze ma być zwykły, prosty sweter po pół tyłka z szerokim golfem. Co wyjdzie, się okaże. Zostało mi do zrobienia półtora rękawa i golf, więc mooooże skończę w tym roku :/
Tymczasem, żeby się odstresować, na zamówienie zatroskanej mamusi rocznego Igora, żeby mu w uszka zimno nie było, mamy pilotkę z antenką. Za modela aktualnie robi lampka nocna, bo lepszego manekina w domu nie było

czółko...

i antenka...

I jeszcze małe co nieco, jak się mi jednego wieczoru nudziło, a druty w ręce parzyły, nowe markery. Już w akcji
Dobranoc

piątek, 15 października 2010

Guess what!!

Nie będę się rozpisywać, bo słów mi brak! Oto jak mąż mnie kocha

I żeby tego było mało, to jeszcze komplecik nieziemskich skarpetowych. Włóczka od razu wskoczyła bo mąż na gołą szyję narzeka.

Rzeknę tak. Jestem podjarana jak małe dziecko :) Musiałam wrzucić na metalowe KP jakąś próbkę i włóczka zwyczajnie po nich sunie. Choć przyznam, że dziwnie mi się je trzyma bo są takie leciutkie. A żyłka... Miękka, nie mytla się, nie splata. Obłęd !!!
Mam tysiąc pomysłów na minutę, chce dziergać jak oszalała. Tylko boje się je wziąć do ręki. Boshe tyle kasy :x

niedziela, 10 października 2010

Depresja, literatura, edukacja...

Popadłam we wczesnojesienną depresję. Powodu nie znam, ale jakoś mi nie tak jak powinno. Mimo, że piękna złota jesień dopisuje... Żurawina w słoikach przetworzona, głóg w lodowce czeka na swoją kolej, grzybki w zamrażarce, kasztany leżą dosłownie wszędzie ściągając niedobre fale radiowe. A w mojej głowie... ech....
I niestety to ...ech... odbija się na drutach. Wszystko co zaczęte, poległo... Na nowe konkrety nie mam ochoty. Po prostu siadam, czuje że chcę coś dłubać ale nie wiem co.
I w takim oto nastroju wparowałam ostatnio do empiku. Zupełnie nieplanowanie, tak sobie pooglądać, powąchać nowości. Oczywiście nie byłabym sobą gdybym do półki o wdzięcznej nazwie "hobby" nie podeszła. No i masz! Wpadło w ręce. A jak już wpadło to się odkleić nie chciało i telepatycznie każe kierować się do kasy. Efektem jest nowe cacko na półce
A w środku wiele rzeczy o których pojęcia nie miałam (tu przypominam, że początkująca jestem), albo do których nie umiałam się zabrać. Jednym z takich "cosiów" były dotychczas medaliony. Niby człowiek wie jak wyglądają, niby wyglądają nieskomplikowanie, a jak przyjdzie co do czego to się człowiek gubi. Ale nie tym razem :)
Mój pierwszy spiralny medalion, zupełnie przypadkiem przeobraził się w mini czpusie. Chyba dla misia, bo mieści się na pięści. Tak zafascynowana nowością postanowiłam! Zrobię sobie czapkę!
I szło mi całkiem fajnie do momentu kiedy uznałam, że taka zwykła czapka to kijowa będzie, ale berecik to już coś :) No i wyszedł berecik, mój pierwszy w życiu. W ogóle pierwsze moje nakrycie głowy. Szkoda tylko, że na dorosłego człeka za małe. Ale może dzięki temu znajoma dziewuszka będzie miała nową "szmatkę". Wyszło tak :)
W zamierzeniu prawa strona miła być ta:
ale jakoś się układać nie chce jak berecik, więc ją wywlekłam na lewo i dorobiłam pomponik. I w sumie to zadowolona jestem, jak na pierwszy raz :D
Włóczka: Tiftik, Opus (5% moher, 95% akrylu)
Druty: skarpetowe 3,5mm, żyłka 3,5 mm i 3,25
Dodatkowe akcesoria: szydełko 3mm, igła dziewiarska, kawałek kartonika (na pomponik), duże piwo ;)
Przerabiane: oczkami prawymi na okrągło na drutach 3,5mm i ściągacz 3*3 drutami 3,25mm