Translate

poniedziałek, 20 września 2010

To będzie długa historia...

... a wszystko to wina, urlopu i braku internetu :( Oj, dużo czasu zajęło nadrobienie zaległości w wirtualnym świecie.
Ale do rzeczy.
Się działo przez ten tydzień, przede wszystkim za sprawą paskudnej pogody, która w górach niestety, ale sprzyja jedynie turystyce Krupówkowej. A że tej nie znoszę, a w zasięgu mojej ręki - zupełnie niechcący - znalazły się akcesoria włóczkowe... Cóż trzeba sobie radzić ;)

Po pierwsze, rzut oka na uroki PL przyrody. Zamglony, mokry, zimny i wietrzny widok na Wrota Chałubińskiego z podejścia na Przełęcz Szpiglasową (skończyło się bólem gardła ale i tak nie żałuję)
Taka właśnie pogoda królowała kiedy my byliśmy na górze. Niech tylko człowiek zaczął schodzić ze szlaku, w momencie wychylało się słońce. Zupełnie jak by chciało powiedzieć: "Zabawimy się z chowanego...?" Bardzo zabawne :/
I że właśnie taka aura nas intensywnie nawiedzała, zmuszona byłam udać się w miejsca intensywnie uczęszczane przez brukowych turystów. Idę wiec sobie załamana ilością ludu na mojej drodze i co widzę? Co? Pani siedzi sobie na stołeczku i skarpety dzierga :D Od razu papa się uśmiechnęła. A co lepsze? Co? Pani wełnę sprzedaje. Tak więc wróciłam do domu z kilogramem surowej wełny owczej na jedyne 25 zł. No głupia bym była nie korzystając z okazji ;)
Ot, taki malusi moteczek (drugie zdjęcie z motkiem 50g). Gryzie franca jedna jak nie wiem, co. I nie wiem też co z niej zrobić. Pewnie skończy się na produkcji hurtowej skarpet na zimę dla całej rodziny. W tym miejscu muszę wyjaśnić, że nie potrafię (jeszcze) robić skarpet. No chyba, że cudowne narzędzie, internet, podsunie rozwiązanie mojego problemu. Jakiekolwiek ono nie będzie, się pochwalę. A co!
Kontynuując w kwestii brzydkiej pogody na wczasach.
Co się dzieje, kiedy połączymy ze sobą:
1. pół butelki pysznego, słodkiego wina :D
2. trochę wolnego czasu
3. brak pomysłu na jego wykorzystanie
4. dwa moteczki włóczki w różnych kolorach, ale idealnie do siebie pasujących?
A to się dzieje!
Zaczęłam jeszcze przed wyjazdem, ale tam na miejscu jeden dzień deszczowy doprowadził mnie do ukończenia odcinka pachy/dół.
Zostały do zrobienia rękawy. I w tym oto miejscu okazało się, że nie mam czym ich zrobić. Brak bowiem w moich zasobach drutów skarpetowych 3,0 mm. A że na moim osidlu brak pasmanterii dobrze zaopatrzonej, popędziłam dziś skoro świt w moje ulubione miejsce. Szmeteks osiedlowy. I tak oto mam... 4 komplety drutów (bo przecież na jednej parze poprzestać nie mogłam) za caaaaałe 4 zł oraz 5 motków włóczki różnokolorowej, zupełnie nie wiem po co, ale oprzeć sie nie mogłam, za caaaaaałe 7 zł
Teraz już mam czym robić moje rękawy :D
Musze tylko wybrać: kończyć sweterek czy zrobić mężowi obiad. Hmmm...

4 komentarze:

  1. Fajnie tu u Ciebie! Górskich widoków zazdroszczę! Wełnę z owcy zawsze możesz zafarbować:) a ten szmateks osiedlowy to jakiś wybitny! tyle szczęścia za tak mało.

    OdpowiedzUsuń
  2. CU@5 dzięki za zainteresowanie ;)
    Szmatek faktycznie boski, drutów w nim pod dostatkiem :D i włóczki też można fajne upolować. A co do farbowania wełenki to muszę trochę poczytać, poszperać... bo ja to nowicjusz ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Na naukę robienia skarpet na dwóch drutach zapraszam do mnie. Jakby coś to pomogę

    OdpowiedzUsuń
  4. viola w odpowiednim czasowo momencie na pewno skorzystam z zaproszenia :)

    OdpowiedzUsuń