Translate

sobota, 17 września 2011

Jesienne domóżdżenie

Podjęłam terapię dowartościowania intelektualnego.
Faza pierwsza: wzmacniam mózgownicę.


Pychotka. Prosto z drzewa. Od razu czuję jak mi czacha rośnie.

Faza druga: wykorzystanie smakowitego wspomagacza poprzez podjęcie edukacji :)
Oj, owocna ta edukacja.
Skarpetki mam! Pierwsze moje! Znaczy się kiedyś próbowałam, ale nie przebrnęłam przez pierwszą połowę pierwszej skarpetki z pary.
Tym razem dobrnęłam do końca. I to z jaką satysfakcją. A jaką satysfakcję mąż mój ma. Wszak moje pierwsze experymentalne skarpetki dla mnie (egoistka!) miały być. Ale się za piętą okazało, że coś co było rozpisane na rozmiar średni (myślałam, że średni to rozmiar buta 39-40, patrz mój), okazało się rozmiarem średnio-dużym ze wskazaniem na duży (rozmiar buta 43-44 patrz rozmiar męża). A pruć tak mi było szkoda. Tak oto ja (egoistka!) zostałam ze zmarzniętymi nogami i muszę zadowolić się kupnymi frotowymi skarpetami made in China (póki co, oczywista...)
Noto foto :)



Dość kolorowe te mężowe skarpety, ale twierdzi, że mu to nie przeszkadza. No i w jesienne barwy udało się wstrzelić.

Włóczka: Elian Merino kolor nr. 1, zużyłam ok. 1,5 motka. Włóczka jest tak miękka i miła, że kończyć skarpetek mi się nie chciało. Czuję, że mąż je wyeksploatuje do granic możliwości.
Druty: KP 3,5 mm, na żyłce oczywiście (dłubane magiczną pętelką)
Skarpetki robione są od palców, przy czym nad palcami muszę jeszcze popracować, bo mi się nie podoba tak duży skos jaki mi wyszedł. Wszystko przede mną.
Muszę tylko przegrzebać zapasy włóczkowe i znaleźć materiał wystarczająco szlachetny na moje stopy ;)
W międzyczasie męczę sweter mężowy, bo już zaczyna na mnie krzywo patrzeć (mąż nie sweter), wszak miał być gotowy na jesienną pogodę. Jesień tuż tuż, a sweter bez rękawów...

9 komentarzy:

  1. łoj ale piękniste skarpety:))))ja jeszcze zadnych nie mam na koncie....

    OdpowiedzUsuń
  2. Skarpetki całkie dobrze wyszły - następne sobie zrobisz mniejsze:)
    A takiego orzeszka świeżego, bez tej błonki schrupałabym baaardzo chętnie. Nie za bardzo mam możliwość, może jak u kuzynki będę w przyszłym tygodniu i nie zżarli wszystkiego, bo orzech młody jeszcze, niewiele owoców na nim.

    OdpowiedzUsuń
  3. Skarpety ekstra. Kolorystycznie bardzo ładne. Mąż zapewne zadowolony bardzo.

    OdpowiedzUsuń
  4. wspaniałe skarpety, a orzechy, szczególnie te prosto z drzewa, rzeczywiście pyszne

    OdpowiedzUsuń
  5. Strasznie fajne skarpety :) W pięknych kolorach.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. świetne skarpeciochy, gratulacje! a to się mężowi trafiło! :)))

    OdpowiedzUsuń
  7. anust, to na co czekasz! do roboty!

    dzięki wszystkim za pochwały skarpetowe, już włóczkę namierzyłam na własne, będą mięciutkie...

    a orzechy są wszędzie w moim domu, już jeść nie mogę bo brzuch strajkuje, a mnie się ciągle chce...

    OdpowiedzUsuń