Październik przemknął pod znakiem długotrwałego bólu nadgarstka, który minął sam od siebie kiedy zagroziłam wizytą u specjalisty.
Później należało powoli i nienachalnie powrócić do formy drucianej. Trochę to trwało, nim z drutów spadło coś zakończonego na 100%.
Tak oto po miesięcznej batalii, jest. Szare coś, co początkowo miało być długim, luźnym swetrem. Wyszło koszmarnie więc sprułam. Drugie podejście wróżyło klasyczną, prostą kamizelkę. I wszystko było by klasycznie i prosto gdyby nie omyłka przy nabieraniu oczek i kolejna przy liczeniu oczek nabranych. Się okazało, że zaplanowany ściągacz 3op*2ol zakończył się stanem 6op. Upss. Tak powstała wizja urozmaicenia prostej kamizelki delikatnym warkoczem. Ale nie! Jeden warkocz to dla mnie za mało. Tak sobie z każdy kolejnym okrążeniem radośnie tworzyłam. Aż wyszło Toto.



I dobrze. Jest inna, nietuzinkowa, trochę krzywa, oryginalna?
Jest mi z nią dobrze.
Robótkowo poszalałam bo nawet notatek z Tego nie mam, wiem jedynie, że zużyłam jakieś 300 g szarej Baśki na drutach 3,5mm.
Mogę zaryzykować stwierdzenie, że kontuzja wpływa korzystnie na twórczość.
Do kolejnego (wróżę, że szybko).