Translate

wtorek, 13 listopada 2012

Co ja bym tu sobie...

Nosi mnie.
A jak mnie nosi to mam tak, że bardzo bym chciała, najchętniej wszystko na raz, wyśmienicie  wiem co, ale nie do końca wiem jak się za to zabrać.

A tu codzienność kroi się następująco.
Obecnie trwa drugi tydzień mojego urlopu - w najbliższy poniedziałek powracam do zawodowej rzeczywistości i aż trzęsie mnie na myśl ile tam roboty na mnie czeka.
Na działce nic nie dłubię, bo pogoda nie rozpieszcza, a o zdrowie też trzeba dbać.
Siedzę zatem w oknie i jak babcia emerytka (nikomu nie ubliżając) przeszywającym wzrokiem gapię się w dal obserwując uwijających się robotników.
A przecież w trakcie tej bezproduktywnej obserwacji można by sobie drutkami machać (wszak tyle rzeczy do skończenia, a jeszcze więcej do rozpoczęcia), księgę gości weselnych oprawiać (bo nie wspominałam że ÓW - klik w czasie dwudniowego wesela zostało przez gości tak namiętnie wymacane, że nawet gdzieś na okładce znajdują się ślady szminki; toteż wzięłam na klatę sprawę wymiany okładki co nie jest łatwym zadaniem, bo jedna cioteczka postanowiła swój wpis popełnić na stronicy która stanowi integralną część właśnie owej okładki), wykorzystać w sposób bliżej nieokreślony zakupioną dwa miesiące temu farbę tablicową, wyprodukować w końcu tom stanowiący próbnik włóczkowy ( ten chodzi mi po głowie od kiedy zakupiłam pierwszą włóczkę, wolę sobie nie przypominać kiedy to było)...
Tak bym sobie mogła jeszcze popunktować ale wolę się nie dobijać.
Jedyne co może mnie usprawiedliwić to nawrót lekko bolącego nadgarstka. Ale przecież tylko lekko.Nie bardzo. Więc z tym da się żyć / dziergać.


Wnioski nasuwają się same i są druzgocące!
Najzwyczajniej w świecie marnotrawię cenny czas.
I wcale się nad sobą nie użalam. O nie. Powyższe moje wypociny traktuję jako publiczne samobiczowanie, które mam nadzieję zmusi mnie w końcu do działania.

A działać jest po co, bo mi dziś na R... w oko wpadło cacko jedno. W zasadzie to nie tylko jedno, ale śmiem twierdzić, że akuratnie na to posiadam w swoich zasobach właściwą włóczkę w kolorze obłędnego ciemnego turkusu. Albo szmaragdu, sama nie wiem (czasami czuję się jak facet nie odróżniający czerwieni od maliny).
W tym mijescu nastąpi prazentacja.
Tadadammm


Wzór to Rpsamund`s Cardigan by Andrea Pomerantz - do nabycia ot TU - klik
Ja oczywista, planuje owe popełnić z obrazka. Wszak po cóż mi nabywać wzór skoro mój inglisz miewa się conajmniej źle.
Muszę tylko rozkminić  ten śliczny warkocz, opanować ścieg patentowy i mogę działać.
Może na święta skończę i będę miała w czym na Wigilii wystąpić.


Skacząc z tematu na temat chcę bardzo podziękować za miłe słowa pod adresem rękawiczek z klapką.
Rękawiczki jednak nie doczekają się kompletu w postaci czapki. Wszak włóczka jak na moje delikatne cielsko zdaje się być zbyt "dożarta". Ale nic tu straconego. Posiadam bowiem w swoich zasobach okrycie głowy w prawie identycznym odcieniu, więc mogę traktować sprawę za skompletowaną.

To chyba by było na tyle.
Wracam zatem przed okno z nadzieją patrząc w przyszłość dziewiarską.

6 komentarzy:

  1. co do opisów - to luzik, ja często po polsku nie rozumiem ;)) fajny ten sweterek, a ścieg patentowy tu gdzie? (sorki, ale ja nawet nie wiem jak on się prezentuje).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ścieg patentowy nie wygląda jakoś szczególnie. To jest sposób przerabiania oczek prawych i lewych wraz z narzutami, w taki sposób, że na prawej jak i lewej stronie robótka wygląda tak samo.
      W tym modelu warkocz wygląda ze zdjęcia jakby był zrobiony ściegiem patentowym.

      Usuń
    2. yhyyyyy... ciemna masa jestem w tej kwestii :)

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Blech... coś mi się poprzestawiało ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Cześć :)

    Wiesz, człowiek musi czasem poleniuchować, to nic złego. Nie można wiecznie robić czegoś! Nawet jeśli to hobby ;)

    Trzymam kciuki za nowy projekt - odgapianie z obrazka to czasem dość wymagająca sprawa :P

    OdpowiedzUsuń