Otóż mój eksperyment z Contiguous dobił do brzegu. W sumie to już dawno, znaczy przed Świętami, ale gdzie ja wtedy miałam czas na zdjęcia. A pogoda?! Ta do dziś nas nie rozpieszcza, ale przecież przed Nowym Rokiem trzeba się rozliczyć :)
To i pokazuję.

Niech Was jednak zdjęcia nie zwiodą, ten boski kolor w rzeczywistości wygląda raczej tak
Cóż ja mogę o owym napisać. Zmordował mnie dziad jeden jak mało który. Musiałam dekolt przerobić, bo się brzydko wywijało, co zajęło mi dobry tydzień myślenia, a później trzy dni męczarni na szydełku.
Do tego ciągła niepewność czy mi włóczki starczy, a jakby brakło to byłby kłopot. Bo włóczka bliżej niezidentyfikowana, nabyta tradycyjnie w ulubionym ciucholandzie (zdradzę więc, że mój dziad jeden kosztował całe 6,44 zł). Z niepewności tej eksperyment pozostał o rękawkach lekko za łokieć. A włóczki zostało tyle co nic.
Całość zrobiona dość nieskomplikowanie - prawymi z bardzo delikatnym warkoczykiem po obu stronach guziczków, bo ponieważ: 1. uznałam, że przy nieco fikuśnej bufce kombinowanie z dziwnymi wzorami byłoby przesadą; 2. testowanie nowej metody było wysiłkiem umysłowym, ponad stan.
A`propos Contiguous. Metoda boska, choć przyznam, że moje wypociny na bank nie odzwierciedlają w 100% oryginału. Ale efekt daje radość noszenia, nic nie ciągnie w ramionach, nic się nie wrzyna w pachach. I to wszystko z jednego kawałka włóczki. Dzięki Ci SusieM.
I tym radosnym akcentem, kończę na dziś dzień.
I na ten rok.
Niech się Wam Drodzy Odwiedzający dobrze wiedzie w nadchodzącym 2012. Niech będzie on obfity w szczęśliwe chwile, ubogi w smutne łzy i złości i niech przyniesie Wam dużo radości.
Ha, mi się zrymowało ;)
Do przeczytania za rok!